6 sierpnia 2016

Dziecko dawniej

"Bezwstydna małpka", karzeł, mały dorosły, cherubinek? - dziecko w dawnych czasach.

 Udostępniam fragment mojego tekstu napisanego jeszcze na studiach, może kogoś zainteresuje. :)


Dawne dzieciństwo
Zdaniem autora Historii dzieciństwa stare, tradycyjne społeczeństwo niewiele wiedziało o dzieciństwie i wieku młodzieńczym. Potomstwo wkraczało w świat dorosłych, gdy tylko nauczyło się funkcjonować bez pomocy rodziców. Małe dziecko od razu przemieniało się w młodego człowieka, nie przechodząc etapów pośrednich, przygotowujących do dzielenia z dorosłymi zabawy i pracy. Rodzina zatem nie dbała o uspołecznianie, nie monitorowała zdobywanej przez dziecko wiedzy oraz nie troszczyła się o przekazywanie wartości. Zmiana obyczajów nastąpiła dopiero pod koniec XVII wieku. Terminowanie zostało zastąpione szkołą. Dzieci przestały uczyć się życia wyłącznie poprzez obserwację dorosłych. Zorganizowane nauczanie wiązało się z izolowaniem dzieci przed wstąpieniem na ścieżkę samodzielnego życia.
„Obecność dziecka w rodzinie i w społeczeństwie trwała zbyt krótko i znaczyła za mało, by odcisnąć się w pamięci i wrażliwości”[1]. Darzono jednak dzieci powierzchownym uczuciem, nazwanym przez Arièsa mignotage, a więc rozczuleniem. „Bawiono się nim jak ze zwierzątkiem, z bezwstydną małpką”[2]. Dzieci, często narażone na choroby i śmierć, pozostawały anonimowe. Dawna rodzina nie miała pełnić funkcji uczuciowej. Z czasem jednak rodzice zaczęli interesować się kształceniem dzieci i okazywać potomkom miłość i przywiązanie.
W dawnej sztuce dziecko różniło się od dorosłego jedynie wzrostem i siłą. Według Arièsa „warto by zatem porównać dziecko z karłem, który w typologii średniowiecza zajmuje ważne miejsce. Dziecko jest karłem, ale takim, które nim być przestanie, chyba że padnie ofiarą czarów”. Badacz dodaje: „A czy karzeł nie jest aby dzieckiem, skazanym na pozostanie nim, póki nie przemieni się w skurczonego starca?”[3]

„Okresy życia”
W dawnych przedstawieniach świata wiek, wzniesiony do kategorii naukowej, odgrywał bardzo dużą rolę. Jak zauważa Aries:

„Okresy życia” zajmują ważne miejsce w pseudonaukowych traktatach średniowiecznych. Ich autorzy używają terminologii, która nam wydaje się czczym werbalizmem: dzieciństwo i dziecinność, młodość i młodzieńczość, starość i zgrzybiałość. Każde z tych słów oznaczało inny okres życia. Zapożyczyliśmy kilka z nich na określenie pojęć abstrakcyjnych, jak dziecinność czy zgrzybiałość, ale pierwotnie miały one całkiem konkretny sens. Były to terminy naukowe, które z czasem przyjęły się w języku potocznym. Dla naszych przodków aetates, „okresy życia”, „etapy człowieka”, odpowiadały pojęciom pozytywnym, tak znanym i powtarzanym, że w końcu przewędrowały z domeny nauki do świata codziennego doświadczenia[4].

Jeszcze w połowie XVI wieku popularyzowano koncepcję jedności przyrody odpowiedzialną za opóźnienie w rozwoju nauk. Poznawanie natury polegało na zgłębianiu relacji między zjawiskami podlegającymi powszechnemu prawu determinizmu. Wyjaśnienia idei współzależności spraw naturalnych i nadprzyrodzonych dopatrywano się we wzajemnych powiązaniach liczb. Ludzie spotykali się z symboliką liczb w spekulacjach religijnych, opisach fizycznych i przyrodniczych oraz praktykach magicznych. Okresy życia uchodziły za kategorię „pozwalającą wytłumaczyć sobie biologię człowieka, złączoną tajemnymi więzami z innymi zjawiskami natury”[5]. Bieg egzystencji ludzkiej zestawiano z ruchem planet i ułożeniem znaków zodiaku. Dla dawnego człowieka „życie było nieuchronną, cykliczną ciągłością rozmaitych okresów, niekiedy wesołą, niekiedy melancholijną, ciągłością wpisaną raczej w powszechny, abstrakcyjny porządek niż w konkretną, realną egzystencję, gdyż w czasach wysokiej śmiertelności mało kto miał szansę przeżyć wszystkie etapy życia”[6].
W XIV wieku na kolejne cztery stulecia ustaliła się ikonografia okresów życia stanowiących jeden z najczęściej podejmowanych tematów. Przedstawiane etapy egzystencji ludzkiej – wiek zabawek, okres szkoły, czas miłości oraz dworskich i rycerskich rozrywek, wiek wojen i rycerskiego rzemiosła i wreszcie okres życia osiadłego i studiowania nauk, odpowiadają nie tylko okresom biologicznym, ale także rolom społecznym. Dzieła ówczesnej sztuki zaskakują stałością atrybutów. Dziecko zawsze siedzi okrakiem na drewnianym koniku, bawi się lalką, wiatraczkiem lub ptaszkami na sznurku. „Te powtarzające się obrazy (…) utrwaliły w człowieku poczucie, że życie dzieli się na poszczególne okresy, przyporządkowane odpowiedniej działalności, typowi fizycznemu, funkcji i fasonom ubrań”[7].
Dawniej słowo „dziecko” miało bardzo szerokie znaczenie, u schyłku średniowiecza desygnowało zarówno putto, jak i „młodzika, czasem podejrzanego wyrostka, hultaja”[8]. W XVII wieku nastąpiła istotna zmiana – wśród mieszczaństwa pojawiło się węższe użycie wyrazu, bliższe dzisiejszemu. Według Ariesa dzieciństwo długo trwało w języku potocznym z powodu obojętności ludzi na zjawiska czysto biologiczne. Koniec dzieciństwa wiązał się z usamodzielnieniem, a nie z osiągnięciem dojrzałości płciowej.
W XVII wieku ciągle brakowało słów pozwalający odróżniać dzieci od starszych, aczkolwiek zaczęto używać nowych, tkliwych nazw, zapowiadających uczuciowy stosunek do dzieciństwa typowy dla XVIII wieku i czasów romantyzmu.

Choć – jak zauważa Aries – pojawiły się nowe słowa na określenie wczesnego dzieciństwa, nadal nie ma jasnego rozróżnienia między dzieciństwem i dorastaniem z jednej strony, a kategorią zwaną młodością z drugiej. Pojęcie wieku młodzieńczego nie istniało, pojawiło się znacznie później, bo dopiero w XVIII wieku, wraz z dwiema postaciami, jedną literacką – Cherubinem, drugą społeczną – rekrutem. Cherubin ucieleśnia dwuznaczność okresu dojrzewania, akcent pada tu na kobiece cechy chłopca wyrastającego z dzieciństwa. I nie ma w tym nic dziwnego: chłopcy bardzo wcześnie wkraczali w życie, mieli więc jeszcze miękkie, okrągłe rysy i nie bardzo różnili się wyglądem od kobiet. (…) Podobieństwo do dziewcząt nie jest jednak przedstawiane jako cecha wieku młodzieńczego. Chłopcy bez zarostu, o miękkich rysach, nie są młodzikami – zachowują się jak dorośli mężczyźni, rozkazują i walczą. Dopiero w postaci Cherubina zaznacza się wyraźnie związek między kobiecym wyglądem a przemianą dziecka w dorosłego: ten stan trwa jakiś czas i jest to czas narodzin miłości.
Cherubin nie będzie miał następców. Przeciwnie, młodzieńczość wyrażać się będzie u chłopców męską siłą; postać młodzieńca zapowiada w XVIII wieku rekrut[9].

Zdaniem Ariesa, dzięki muzyce Wagnerowskiego Zygfryda wyrażającej mieszaninę czystości, siły fizycznej, naturalności, spontaniczności i radości życia, Zygfryd został okrzyknięty pierwszym typowym młodzieńcem XX wieku. W okolicach 1900 roku „młodość” znalazła się w centrum zainteresowań uczonych, pisarzy, moralistów, czy polityków. W następstwie I wojny światowej uznano młodzież za odrębną kategorię. „Od tej pory wiek młodzieńczy wydłuża się: dzieciństwo kończy się wcześniej, dojrzałość zaczyna później”[10].
Każdej epoce odpowiada charakterystyczna periodyzacja życia i jeden faworyzowany etap egzystencji ludzkiej. W XVII wieku uprzywilejowano „młodość”, w XIX – dzieciństwo, w XX – wiek młodzieńczy. Zdaniem Ariesa postawę wobec wieku wyznacza demografia.

Nieobecność wieku młodzieńczego i pogarda dla starości, albo przeciwnie – zniknięcie starości (przynajmniej jako degradacji człowieka) i pojawienie się młodzieńczości są reakcją społeczeństwa na czas trwania ludzkiego życia. Wydłużenie się życia spowodowało, że wynurzyły się z niebytu obszary dawniej nie istniejące, choć uczeni późnego cesarstwa i średniowiecza mieli na nie nazwę. Współczesny język przyswoił sobie te stare nazwy, pierwotnie tylko teoretyczne, żeby określić przy ich pomocy nową rzeczywistość[11].

Odkrycie dzieciństwa
Sztuka średniowieczna nie zajmowała się dzieciństwem aż do XII wieku. Do końca XIII stulecia w sztuce romańskiej ukazywano dzieci, nie uwzględniając ich charakterystycznego wyglądu – zazwyczaj malowano pomniejszonych dorosłych. Właściwie „w większości cywilizacji archaicznych sztuka wydaje się nieświadoma specyficznej morfologii dziecka”[12]. Prawdopodobnie tylko sztuka grecka przedstawiała dziecko w sposób realistyczny i idealizowała wdzięk i miękkość dzieciństwa[13]. U schyłku XII wieku pojawił się w sztuce anioł pod postacią młodziutkiego mężczyzny, młokosa o delikatnych, nieco kobiecych rysach. Dzieciątko Jezus można uznać za kolejny model dziecka[14]. W czasach gotyku natomiast zainteresowanie budziło nagie dziecko, często stanowiące alegorię śmierci lub duszy. Od religijnej ikonografii dzieciństwa oderwała się w XV i XVI wieku ikonografia laicka. Wtedy też zmianie uległa konwencjonalna ikonografia alegoryczna i powstało malarstwo rodzajowe, często obierające dziecko za bohatera prezentowanych scenek. Artyści zaczęli dostrzegać wdzięk i malowniczość dzieciństwa, wcześniej traktowanego jako okres przejściowy, niegodny uwiecznienia. Świadczy to niewątpliwie o zmianie stosunku do najmłodszych. W XV wieku pojawiły się nowe typy przedstawień dziecka – portret i putto[15] – unaoczniające potrzebę wydobycia dzieci z mroku anonimowości i niepamięci. Jednak dopiero w XVII wieku dziecko występuje na obrazach bez rodziców i staje się jednym z ulubionych modeli epoki. Warto przytoczyć konstatację Ariesa:

(…) mimo że od XIII do XVII wieku warunki demograficzne niewiele się zmieniły i śmiertelność dzieci utrzymywała się na bardzo wysokim poziomie, nowa wrażliwość dostrzega specyficzny charakter tych kruchych, zagrożonych istot, na których poprzednio nie zwracano uwagi: jak gdyby dopiero teraz zbiorowa świadomość odkryła, że dusza dziecka też jest nieśmiertelna. To pewne, że rozpoznanie i docenienie osoby w dziecku wiąże się z głębszą chrystianizacją obyczajów[16].

Człowiek zaczął odkrywać dzieciństwo w XIII wieku. Sztuka odzwierciedla kolejne etapy zmian zachodzących w mentalności ludzkiej i jednocześnie w sposobie pojmowania pierwszego okresu w życiu. Najliczniejsze i najciekawsze świadectwa pochodzą XVI i XVII stulecia. Wówczas też coraz większe rozczulenia wzbudzało gaworzenie małych dzieci. Również w literaturze znaleźć można opisy miłych, rodzinnych scen odpowiadających scenkom przedstawianym na obrazach czy rycinach i przemawiających za odkryciem specyficznego wyglądu i zachowania małego dziecka.

Od bezwstydu do niewinności
Jedno z najbardziej władczych i najpilniej przestrzeganych, nie pisanych praw naszej współczesnej moralności żąda od dorosłych, by w obecności dzieci wystrzegali się jakichkolwiek, zwłaszcza żartobliwych aluzji do spraw płci. Taka postawa była dawnemu społeczeństwu najzupełniej obca[17].

Dawniej grubiańskie dowcipy i gesty uznawane dziś za niestosowne wydawały się zupełnie naturalne. Nad wychowaniem dzieci zaczynano pracować, gdy ukończyły siódmy rok życia, a powściągliwości wymagano dopiero od chłopców zbliżających się do wieku męskiego. Siedemnastowieczna reforma obyczajów związana z odnową moralną i obyczajową przyniosła dość spóźnioną troskę o przyzwoitość. Jeszcze w XVI wieku zupełnie nie szanowano dzieci, nie chroniono najmłodszych przez krępującymi sytuacjami i dosadnymi słowami. Współczesnego człowieka szokować może przede wszystkim postawa dawnego społeczeństwa wobec spraw seksu. W XX wieku nie do pomyślenia jest chociażby igranie z genitaliami dziecka, uznawane kiedyś za rodzaj zabawy. Zdaniem Ariesa „ta pół-niewinność, która nam się wydaje rozpustna albo naiwna, wyjaśnia popularność już od XV wieku tematu siusiającego chłopca”[18]. W XVI wieku dziecko mogło uczestniczyć w religijnych obrzędach obrzezania, ponieważ sądzono, że sprawy płci są mu całkowicie obce i obojętne. Dziecko miało nie dostrzegać seksualnego podtekstu śmiałych gestów i aluzji dorosłych. Niewinność dziecka nie mogła ucierpieć, ponieważ, wbrew opinii moralistów i uczonych, społeczeństwo nie wierzyło w jej istnienie. Już w XV wieku Gerson napisał traktat[19] poświęcony charakterystycznym zachowaniom dzieci, zwracając szczególną uwagę na praktyki seksualne. W dziele znalazły się nie tylko spostrzeżenia autora poprzedzone wnikliwą obserwacją najmłodszych, ale tak że zalecenia dla dorosłych stojących na straży dziecięcej moralności. Ale dopiero pod koniec XVI wieku wychowawcom udało się dotrzeć do mas i wpoić poszanowanie dzieciństwa. Wielka zmiana nastąpiła w kolejnym stuleciu obfitującym w literaturę moralną i pedagogiczną – pojęcie dziecięcej niewinności wreszcie zadomowiło się w świadomości ludzi. Wcześniej ignorowano dzieciństwo, w XVII wieku natomiast mówiono zwykle o głupocie i słabości pierwszego okresu życia. Tylko czasami dzieciństwo uznawano za stan wyjątkowy, świetny, głównie ze względu na dzieciństwo Chrystusa i męczeństwo niewinnych dzieci. U schyłku XVII wieku rodzi się – zdaniem Ariesa –

nowa moralna koncepcja dzieciństwa, która kładzie nacisk raczej na jego bezbronność niż na <<chwałę>> (…), a przy tym łączy tę bezbronność  z niewinnością dziecka, będącą odbiciem boskiej czystości. W myśl tej koncepcji wychowanie dziecka jest jednym z najpierwszych obowiązków. Jest to reakcja na obojętność wobec dzieciństwa z jednej strony, z drugiej zaś na zbyt czułostkowy i egoistyczny stosunek do dziecka, który powoduje, że dorośli traktują je jak zabawkę i pobłażają dziecięcym kaprysom. Wreszcie jest to reakcja na przeciwieństwo takiego stosunku, mianowicie na pogardę ze strony rozumnego człowieka[20].

Powstająca wówczas literatura skrupulatnie wymienia zasady nowej doktryny[21] odpowiedzialnej za rozkwit instytucji wychowawczych i zmianę szkolnych obyczajów. Autor Historii dzieciństwa zauważa uważa, że za uznaniem niewinności dziecka idzie przyjęcie odpowiedzialności za ochronę najmłodszych przed brudem życia, a zwłaszcza przed seksualnością dorosłych. Niewinność należy wzmacniać, „rozwijając w dziecku charakter i kształcąc rozum”[22].
Człowiek XX wieku, dopatrujący się związku między dzieciństwem, prymitywizmem, irracjonalizmem i prelogicznym myśleniem, może doszukać się sprzeczności w siedemnastowiecznej postawie wobec dzieciństwa – z jednej strony bowiem dąży się do zachowania dzieciństwa i niewinności, a z drugiej postarza się dzieci, zwalczając niewiedzę i słabość. Wtedy jednak pojęcia rozumu i niewinności nie wykluczały się. Nowej koncepcji dzieciństwa podporządkowana została (nie przeznaczona już dla dorosłych) pedagogiczna literatura dziecięca, zwracająca szczególną uwagę na charakter, rozum i godność młodego człowieka. Również w pobożności społeczeństwa oraz ikonografii religijnej odbija się nowy stosunek do dzieci. Święte dzieciństwo otoczone zostało wyjątkowym kultem. Zdaniem Arièsa „pierwsza komunia stała się najbardziej widocznym przejawem postawy wobec dzieciństwa między wiekiem XVII a końcem XIX; uświęcała dwa przeciwstawne aspekty dzieciństwa: niewinność oraz rozumowe pojmowanie tajemnic wiary”[23].

Dwie postawy wobec dzieciństwa
Społeczeństwo średniowieczne nie dostrzegano specyfiki dzieciństwa. Dlatego też zaradne dziecko szybko wkraczało do świata dorosłych, a malutkie i delikatne dziecię zupełnie się nie liczyło. Ta archaiczna postawa wobec dzieciństwa trwała jeszcze w XVI i XVII wieku, choć już od XIV stulecia pojawia się w sztuce, ikonografii oraz kulcie zmarłych tendencja do zaznaczania osobowości i odrębności dziecka. Zmiana stosunku do dzieciństwa uwidacznia się w specjalnym stroju wyróżniającym dzieci od dorosłych. Dziecko zaczęło śmieszyć i wzruszać dorosłego niewinnością i wdziękiem. Czasami jednak czułość wobec najmłodszych wywoływała irytację. W XVII wieku natomiast przywiązanie do dziecka oraz świadomość odrębności dzieciństwa wyrażały się poprzez zainteresowanie psychiką dziecka i troskę o rozwój moralny najmłodszych.

Pierwsza postawa wobec dzieciństwa – rozpieszczanie – pojawiła się w środowisku rodzinnym. Druga w środowisku poza rodziną, z zewnątrz: u ludzi Kościoła i szlachty urzędniczej, u nielicznych w XVI wieku, a w XVII o wiele liczniejszych moralistów, którzy mieli ambicje zaprowadzić rozumne i cywilizowane obyczaje. Oni także byli wrażliwi na niedostrzegany niegdyś fenomen dzieciństwa, nie chcieli jednak traktować dzieci jak urocze, wdzięczne zabawki, bo widzieli w nich stwory Boga, które należy zarazem chronić i okiełznać. Taki stosunek do dzieciństwa zakorzenił się z czasem w rodzinie.
W wieku XVII do tych dwu postaw przyjętych w rodzinie dochodzi nowy, trzeci czynnik: dbałość o higienę i zdrowie. (…) Dziecko zajęło centralne miejsce w rodzinie, przy czym ważna jest nie tylko przyszłość dziecka i urządzenie go w życiu, ale sama jego obecność, egzystencja sama w sobie[24].

Dziecko w literaturze
Rousseau
Osiemnastowieczna postawa wobec dzieciństwa znalazła najpełniejsze odbicie w teorii i autobiograficznych dziełach Rousseau. W samoświadomości pisarskiej dzieciństwo stało się okresem ważnym, odrębnym i cudownym, godnym literackiej obróbki. Obraz dziecka nakreślony przez autora Wyznań w latach sześćdziesiątych XVIII wieku, w atmosferze dążeń do przebudowy całego życia ludzkiego i refleksji nad kondycją człowieka, przez długi czas funkcjonował w literaturze i wyobrażeniach potocznych. Russowska teoria wychowania wyrastała z koncepcji człowieka konfrontowanego z naturą rozumianą jako przeciwieństwo kultury i cywilizacji. Jak zauważa Anna Kubale „wolna i spontaniczna, przeniknięta uczuciem natura objawiła się w filozofii Rousseau jako decydujące kryterium antropologiczne”[25]. Dziecko natomiast zyskało na znaczeniu jako człowiek natury wyodrębniony spośród świata dorosłych nie posiadających kontaktu z prawdziwym bytem.

Jakże inne to jednak ujęcie wobec wcześniejszych, w których traktowano dziecko jako pomniejszonego dorosłego, karła, a dzieciństwo jako wstępną przeszkodę do przebycia. (…) Rousseau spojrzał na dzieciństwo jako na wyraźnie autonomiczny etap w życiu człowieka, piękny w swej beztroskiej, wolnej swoistości. Wspaniały stan odczucia radości istnienia, naturalności, niewinności, spokoju, harmonijnej zgody z sobą samym i ze światem, stan niczym nie zakłóconego bezrefleksyjnego szczęścia. Stan pozostający w opozycji do chaosu i dezintegrujących osobowość cech współczesnej epoki, jej sztuczności oraz bólu doświadczeń, które niosła egzystencja społeczna i refleksja[26].

Dziecko, zdaniem Rousseau, jest wolne, nie uwikłane w więzi społeczne oraz bezrozumne i słabe, wymagające opieki. Co więcej, to istota amoralna, pozbawiona świadomości dobra i zła nabywanej dopiero w  kontakcie z kulturą. Dziecko, które jest czasem przykre i złośliwe, należy wychowywać do życia wśród ludzi, ucząc rozsądku i wyobraźni, pokonując ograniczenia dzieciństwa i rozwijając najlepsze cechy wynikające z natury. Autor Emila wierzył w „dojrzałość dzieciństwa”, a więc w ukształtowanie człowieka naturalnego w cywilizacji. Według Rousseau osobowość może się wzbogacić dzięki kulturze, pozostając harmonijną, zintegrowaną całością. Ideał autentycznej osobowości odnaleźć można nie tylko w społeczeństwie, ale także w sobie.
W utworach autobiograficznych pisarza, tworzonych z perspektywy dojrzałego człowieka, często dominuje wyidealizowany obraz dzieciństwa. Rousseau, uznawany za koryfeusza romantycznego odkrywania dzieciństwa, uczynił ten okres wartością. Co ciekawe, autor Wyznań twierdził, że człowiek to dawne dziecko, a zatem możliwy jest, choć częściowy, powrót do natury i pierwotnych odruchów serca. Oczywiście „odnawiane w kontakcie z dziećmi i we wspomnieniach z dzieciństwa „ja” wewnętrzne różni się istotowo od tamtego „ja” z czasów dzieciństwa (…)”[27].
Anna Kubale podkreśla różnicę między Russowską wizją dzieciństwa a spojrzeniem romantyków, powracających w przeszłość z bolesną świadomością utraty. Autor Wyznań dzięki wspomnieniom doświadcza momentów szczęścia, pomimo panującego zła i zagrożeń współczesnego świata.

Schiller
Schiller natomiast, zdaniem autorki Dziecka romantycznego, „zaktualizował (…) w kantowskim duchu wątki russoizmu, poważnie komplikując globalną opozycję natura-kultura i przekraczając horyzonty XVIII-wiecznego naturalizmu”[28]. Dostrzegł on nie tylko konieczność i złe strony, ale także wartości procesu denaturalizacji. „Schiller rozumie już doskonale nieustanną obecność w człowieku projektu skierowanego w przyszłość. Jako człowiek kultury w niej musi się doskonalić i dążyć do moralności – wie, że nie ma już możliwości powrotu do Arkadii”[29]. Dzieci, „uosobienia niewinne”, uświadamiają człowiekowi „sentymentalnemu” wrażliwość na naturę, skłaniają do refleksji, stanowią wzór doskonalenia. Jednak dziecko musi podlegać procesowi socjalizacji. Małe, słabe, lecz spontaniczne i szczere dziecko dorasta, otwiera się na życie w kulturze, „wciela zatem stan harmonijnego, bezrefleksyjnego, szczęśliwego małego istnienia, a jednocześnie stan otwarcia i czystej możliwości. (…) W małym i infantylnym, szczęśliwym, choć zamkniętym w ciasnym kole istnienia, dziecku drzemią w zarodku, w pąku, w nierozwinięciu wielkie siły. W jego czystości i uczuciu”[30]. Dziecko to wcielenie nieograniczonych możliwości określenia, to niespełniony, lecz zadany ideał stojący w opozycji wobec doświadczenia i realizacji.
Według Anny Kubale: „Schiller uczynił z dziecka wartość moralną (…). Jako upostaciowanie natury miało ono te cechy, które romantyzm szczególnie cenił w opozycji wobec kultury Oświecenia: spontaniczność, konkretność, totalność życia, miłość bytu. Stąd dzieciństwo owiane tęsknotą wspomnienia człowieka rozdartego, cierpiącego, choć przecież dumnego ze swej ludzkiej, poświadczonej cierpieniem, kondycji”[31]. Romantyków interesowała zwłaszcza otwartość dziecka oraz możliwość dopowiedzenia, czyniące zeń pojemną kategorię interpretacyjną. Już u początków epoki dziecko jawiło się jako byt antynomiczny, wieloznaczny i skomplikowany, a zarazem przygotowany na wielość doświadczeń człowieka wieku.




[1] Ph. Ariès, Historia dzieciństwa: dziecko i rodzina w dawnych czasach, przeł. M. Ochab. Gdańsk 1995, s. 8.
[2] Ibidem, s. 8.
[3] Ibidem, s. 12.
[4] Ibidem, s. 29.
[5] Ibidem, s. 30.
[6] Ibidem, s. 33.
[7] Ibidem, s. 35.
[8] Ibidem, s. 36.
[9] Ibidem, s. 39.
[10] Ibidem, s. 40.
[11] Ibidem, s. 42.
[12] Ibidem, s. 44.
[13] „W epoce hellenistycznej aż roi się od małych Erosów. Później dziecko znika z ikonografii wraz z innymi tematami hellenistycznymi; romańszczyzna zapomina o szczególnym wyrazie dzieciństwa i przedstawia je w sposób właściwy epokom starożytnym, poprzedzającym hellenizm. Nie jest to przypadek. W świecie przedstawionym dzieciństwo było nieznane. (…) ludzie X-XI wieku nie zwracali na dzieciństwo uwagi, a jego obraz nie był dla nich interesujący ani nawet rzeczywisty. Wolno nam się domyślać, że w samym życiu, a nie tylko w jego estetycznej transpozycji, dzieciństwo uważane było za okres przejściowy, szybko przemijający, nie wart zapamiętania”.  Ibidem, s. 44.
[14] Wraz z macierzyństwem Bogurodzicy wczesne dzieciństwo wkracza do świata przedstawionego. Temat Dzieciątka Jezus od XIV wieku zaczyna się rozwijać. Artyści podkreślają wdzięk, czułość i naiwność pierwszego okresu życia.
[15] Putto – nagi chłopczyk – zastępuje średniowiecznego anioła-księżyka. Odtąd anioł to już nie efeb, lecz nagi amorek. Nawet na miejsce Dzieciątka Jezus wkracza słabo ubrany chłopiec. Zamiłowanie do nagości wiąże się z powrotem do nagości antycznej i świadczy o powszechnym zainteresowaniu dzieciństwem. Putto w XV i XVI wieku nie było dzieckiem historycznym, rzeczywistym. Dopiero w XVII wieku zastosowano dekoracyjną nagość putta w portrecie dziecięcym. Vide.: Ibidem.
[16] Ibidem, s. 52.
[17] Ibidem, s. 104.
[18] Ibidem, s. 108.
[19] Gerson, De confessione mollicei.
[20] Ph. Ariès, op. cit., s. 117.
[21] Według Arièsa obowiązywały następujące zasady: zasada pilnowania dzieci, zasada surowego traktowania dzieci oraz zasada powściągliwości (gestów i języka).
[22] Ph. Ariès, op. cit., s. 122.
[23] Ibidem, s. 129.
[24] Ibidem, s. 136.
[25] A. Kubale, Dziecko romantyczne: szkice o literaturze. Wrocław 1884, s. 10.
[26] Ibidem, s. 10-11.
[27] Ibidem, s. 18.
[28] Ibidem, s. 19.
[29] Ibidem, s. 19.
[30] Ibidem, s. 20-21.
[31] Ibidem, s. 22.

0 komentarze :

Prześlij komentarz