9 czerwca 2015

MATKA NIE-BOSKA

Czytam artykuł w Newsweeku o wykształconych, zadbanych matkach, łączących pracę z macierzyństwem, w rzeczywistości jednak sfrustrowanych i wypalonych i - choć to smutne - cieszę się, że ktoś próbuje podważyć mit matki Polki.

Kocham moje dzieci nad życie, to one dają mi najwięcej szczęścia, dzięki nim się wzruszam, śmieję, rozpływam w zachwytach, ale też... płaczę, złoszczę się, czuję się bezradna i słaba. Popieram wszelkie akcje społeczne przeciwko stosowaniu przemocy fizycznej i psychicznej wobec dzieci, oburzam się, gdy słyszę o przypadkach znęcania się nad nieletnimi, ale wiem, że ja również nie zawsze zachowuje się tak, jak powinna zachowywać się idealna matka... Myślałam, że coś jest ze mną nie tak, że potrzebuję pomocy specjalisty, bo choć uwielbiam moje maluchy, czasem mam ich dość. Mam ochotę wyjść z domu i nie wracać. Okazuje się, że nie jestem osamotniona w swoich odczuciach...
Artykuł Newsweeka zyskuje popularność w sieci, bo matki przyznają się w nim do swoich słabości - jedna wyznaje, że krzyczy na dziecko aż do bólu gardła, druga cieszy się z pobytu w szpitalu, bo może w spokoju poczytać książkę, a jedzenie dostaje do łóżka, inna chciałaby po prostu zniknąć. Oburza Was to? - mnie nie.

Dlaczego tak się dzieje? Skąd ta złość i zniechęcenie?
Choć współcześni mężczyźni pomagają w domu więcej niż nasi ojcowie, to my, matki, częściej sprzątamy, gotujemy, prasujemy i decydujemy o wszystkim, co dotyczy rodziny - planujemy, organizujemy, kontrolujemy sytuację. To na nas spoczywa cała odpowiedzialność. Bo to my wiemy, co jest najlepsze dla naszych dzieci. Oczekujemy wsparcia, ale nie możemy patrzeć, gdy inni robią coś inaczej niż byśmy chciały. Same kręcimy na siebie bat.

Nie przyznajemy się do kłopotów macierzyńskich, bo nie chcemy uchodzić za bezradne i źle zorganizowane. Wstydzimy się bałaganu w domu, koszy zawalonych praniem i wyglądu pozostawiającego wiele do życzenia. Chcemy, by wszystko było na tip-top, więc wypruwamy sobie żyły, a gdy opadamy z sił i zaniedbujemy dom, czujemy się beznadziejne i winne. Nie mówimy otwarcie o zniechęceniu, złości czy znudzeniu dziećmi, bo obawiamy się ostracyzmu. Co gorsza, jesteśmy nietolerancyjne wobec siebie nawzajem - nieustannie patrzymy na ręce innym matkom, krytykujemy i obgadujemy się za plecami.

Na zewnątrz wszystko wygląda pięknie, każda z nas świetnie sobie radzi z dziećmi, wspaniale dogaduje się z mężem, ewentualnie ma lekki bałagan w domu. Na Facebooku pojawiają się zdjęcia z wyjazdów i rodzinnych spotkań, na których wszyscy są uśmiechnięci i szczęśliwi. I tak jest. Ale nie ZAWSZE! Nikt się przecież nie chwali, gdy sytuacja wymyka się spod kontroli, gdy dzieci doprowadzają do szału, przez dom nie można przejść nie potykając się o zabawki, a o pełnowartościowym obiedzie można tylko pomarzyć. Żadnej matce nie przyjedzie łatwo wyznanie, że czasami wkurza ją własne dziecko, że marzy, by się zamknęło, a ręka aż świerzbi, by dać klapsa. Ale spokojnie, jesteśmy wykształcone, oczytane i kulturalne, wiemy, że przemoc to oznaka słabości i nie rozwiązuje problemu. Mimo to ręka świerzbi.

Ja też czasem krzyknę na dziecko. Gdyby ktoś mnie usłyszał, pewnie spaliłabym się ze wstydu. Zawsze żałuję, czuję się okropnie, obiecuję sobie, że już nigdy więcej, ale co pewien czas tracę panowanie nad sobą i sytuacja się powtarza... Zazdroszczę innym matkom, że tak wspaniale sobie radzą, godzą pracę z obowiązkami w domu, są opanowane, świetnie zorganizowane, wszystko wykonują zgodnie z planem, a w weekendy zawsze wybierają się z rodziną w ciekawe miejsce. A ja siedzę z dziećmi w domu, teoretycznie "nic nie robię", a czasem jestem tak zmęczona, że nie chce mi się kiwnąć palcem. Przyznając się do błędów i słabości, narażam się na krytykę. Chcę jednak powiedzieć, że nie zawsze jest różowo, mama to tylko człowiek a nie niezniszczalna maszyna do dbania o dom i uszczęśliwiania wszystkich wokół. Mama czasem płacze. I bywa zła.

Może kiedyś przestaniemy ulegać modom, stawiać sobie zbyt wysoko poprzeczkę i dążyć do niedoścignionego ideału matki. A jeśli będziemy mówić o tym, co nas boli, może znajdzie się ktoś, kto nas zrozumie, okaże empatię, pocieszy. Może.




3 komentarze :

  1. Dużo trafniej i dobitniej opisałaś to co sama ostatnio chciałam przekazać. Podpisuję się pod tym w 100%.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. :) Przeczytałam Twój wpis, później artykuł w Newsweeku i uznałam, że ja też się podzielę swoim doświadczeniem...

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję genialnej wypowiedzi! Podoba mi się. Musimy walczyć z przekonaniem o byciu matką idealną, matką polką.
    Matka Polka może i jest idealna na zewnątrz, ale w środku jest sfrustrowaną i pełną obaw małą dziewczynką, u której poziom wiary w siebie spada do zera.

    OdpowiedzUsuń